11 marca,2023
Drewno kojarzy się z czasem. Potrzebują go nasiona, by wykiełkować, drzewa, by się zakorzeniać, wzrastać, zakwitać, obradzać i obdarowywać nas drewnem. Potrzebuje go także rzemieślnik, by wykonać przedmioty piękne, trwałe, wypełnione szacunkiem dla pracy i materiału. Tak właśnie powstają małe dzieła sztuki.
W niewielkiej krakowskiej pracowni nieopodal Wawelu czas zatrzymuje
się na chwilę, by powrócić do nas w postaci pięknych dębowych zegarków.
– Przez ponad 11 lat wypracowałem sobie 52 złożone procedury, które muszę wykonać, żeby powstał drewniany zegarek. Każdy egzemplarz jest kunsztem mojego rzemiosła. Wtłaczać dusze w czasomierz to wielka przyjemność – opowiada Michał Napierała, właściciel marki.
– Nigdy nie traktowałem tej działalności jak biznes, zawsze kierowała mną chęć doskonalenia i wyrażenia siebie. Dzisiaj do mojej podwawelskiej pracowni, mojego centrum wszechświata, przychodzą ludzie, którzy nie tylko chcą kupić drewniany zegarek, lecz także poobcować z duchem tego miejsca, czyli pracownią Woodlans – dodaje.
Drewniane zegarki Woodlans tworzone są ręcznie w Krakowie od 2011 roku. Każdy egzemplarz oznaczony jest unikalnym numerem
Zegarki powstają z drewna dębowego, które od wieków jest utożsamiane ze szlachetnością, trwałością i luksusem. Dąb to drzewo królów, dlatego też musiało zaistnieć w pracowni znajdującej się u stóp Wawelu. Sama dębina odznacza się głębokim kolorem i pięknym usłojeniem. To bardzo twarde, trudne w obróbce tworzywo, jednak efekt końcowy jest najbardziej satysfakcjonujący i cechuje się elegancją. Koloryt i struktura dębowego drewna przy tak precyzyjnej obróbce sprawiają, że efektu końcowego nie trzeba dodatkowo „zdobić”. A dlaczego akurat „Woodlans”? – LANS to chwalenie się czymś w pozytywnym sensie. Lansujemy się, jeśli faktycznie mamy czym, posiadamy coś unikatowego, co ma niewielu i co wzbudza bezsporny podziw – dodaje artysta, który podkreśla także, że jego zegarki to coś więcej niż tylko urządzenia do odmierzania czasu.
Mimo że praca zegarmistrza przypomina medytację, Michał Napierała przyznaje, że czasem warto wybrać się gdzieś dalej do lasu, by pobyć w kontakcie z samym sobą w otoczeniu drzew. Ponieważ praca i mieszkanie w centrum Krakowa nie pozwalają na częste przebywanie w leśnych gęstwinach, artysta rekompensuje te deficyty przyrody porankami spędzanymi na Plantach, kiedy jeszcze nie ma tam zbytnich tłumów i można usłyszeć śpiew ptaków…
Opr. Justyna Haładaj dla dwutygodnika „Las Polski”